Za sprawą kilku publikacji rozgorzała na nowo dyskusja o reprywatyzacji i zwrotach nieruchomości. Pytanie, jaka jest skala tego problemu?
Najczęściej mówi się o Warszawie. Z kilku powodów. Po pierwsze, tam przejęcie nieruchomości daje najwięcej korzyści. Po drugie, budynków i mieszkań do odzyskania jest tam najwięcej. Po trzecie wreszcie, odsetek oddanych nieruchomości jest tam największy.
Czy niecały jeden procent mieszkań znajdujących się w zasobach gminy to dużo? W przeliczeniu na sztuki to niespełna tysiąc mieszkań o łącznej powierzchni 42,6 tys. m2. Warto jednak dodać, że Warszawa jest wśród tych miast i regionów, w których reprywatyzacja bardzo w ostatnich latach przyspieszyła.
Jak widać, w porównaniu z 2005 rokiem osobom posiadającym akt własności sprzed lat zwrócono tam o 480 proc. więcej mieszkań. Rekordzistą jest podregion suwalski, gdzie przyrost jest wręcz stachanowski.
Zwrot mienia tym, którzy stracili je w przeszłości może budzić kontrowersje, jednak w wielu przypadkach jest po prostu wynikiem stosowania prawa. Tracą na tym dotychczasowi mieszkańcy oddawanych budynków. Czynsze, które muszą płacić idą w górę, często muszą szukać nowych mieszkań. Pytanie, ile gminy musiałyby wydać, gdyby chciały wybudować im mieszkania komunalne?
Kwoty za rok 2009 są zaskakująco niewielkie (obiektywnie). W skali całego kraju trzeba by niespełna 400 mln zł (na podstawie wskaźnika średniej kupna m2 wg GUS). W praktyce byłoby to znacznie mniej, ponieważ koszt budowy nie jest równy kosztowi zakupu mieszkania. Gminy dysponują też własnymi gruntami itd.
Najwięcej wydałaby Warszawa – 163 mln zł. W niektórych gminach koszty byłyby niewielkie. Przykładowo, w powiecie częstochowskim 202 tys. zł.
Czy to znaczy, że problem jest niewielki? Ocena jest subiektywna. Dla tych, którzy mieszkają w odzyskiwanych nieruchomościach na pewno ma znaczenie kluczowe. Z punktu widzenia państwa można go jednak rozwiązać za niewielkie pieniądze.